piątek, 15 lipca 2011

Wymiar III: Wichry emocji

fot. Kamil Czepiel



"…Serce – porywane przez wichry emocji; smagane lekkim zefirem podniecenia. Nieraz stałe i niewzruszone niczym pasaty, innym razem bezwzględne, gwałtowne jak halny. Ludzka natura jest nieposkromiona, spragniona wolności jako wiatr pędzący nieustannie przez świat. Potrzebujemy radosnych uniesień nie mniej niż pokarmu. Nieraz odczuwamy płynący od innych przeszywający chłód – nieprzyjemny wiatr lodowcowy; innym razem przyciąga nas gorący, pustynny podmuch ludzkiego serca. Nie jesteśmy w stanie żyć bez powietrza. Jesteśmy skazani na jego bezcenny dar, pierwiastek życia…"
Kamil Czepiel



fot. Kamil Czepiel



 Życzę, by wasze umysły były wolne jak wiatr;)

 

12 komentarzy:

  1. Nieposkromiony pęd miłości.

    Nadszedł czas na decyzję o kolejnej wyprawie w głąb wnętrza nieodkrytego lądu, który wyglądem przypominał serce.
    Rada Dźwiękoszczelnych gotowych na zatrybienie co i komu w duszy gra, szykowała wybory najdzielniejszych i najbardziej odważnych, którzy pomimo przeciwności nie zlękną się i nie zagubią doprowadzając kolejną misję do końca.
    Ognisty Limak nawet nie śnił o takim wyróżnieniu, chociaż od dawna marzył o wycieczce, która spełniałaby jego najskrytsze pragnienie sprawdzenia swoich sił. Wiedział jednak, że zawsze wybierali najmężniejszych.
    Kiedy usłyszał werdykt, wygłoszony przez Radcę Gwizdeona, oniemiał z wrażenia. Poczuł jak krew zaczyna krążyć ze zdwojoną mocą i siłą, na której brak nigdy nie narzekał.
    Z dumnie podniesioną brodą zbliżył się do Basetlarza, z którego rąk przyjął nominację. Czuł poryw i zew natury, czuł powiew zazdrosnych szeptów i czuł wiatr, który chwilami napędzał do bezkresu wołającego mocą bijącego serca.
    Właściwie czuł się wielkim wybranym już i żadne niebezpieczeństwo nie było mu straszne, kiedy nagle napotkał przeraźliwie smutne źrenice Ilemy.
    Były zaszklone i pełne bólu, a nawet goryczy.
    Domyślił się, że ukochana już wie o wielkim rozstaniu i podniecenie jakie spadło tak nagle, zaczęło przygasać. Podszedł do pani swojego życia i objął ramieniem najczulej jak potrafił.
    Od ostatniej powodzi ich oczy nie wydały ani jednej zbędnej kropli, a jeśli, to tylko były chwilami szczęścia. Jednak tym razem Ilema rozszlochała się na dobre. Drżała i stawała się coraz bardziej zimna i posępna, aż w Limaku ścisnęło się wszystko i skurczyło boleśnie. Ich oddechy stawały się coraz cięższe i dudniące jak Czasoprzestrzeń Zegara napędzanego wiatrem uniesień i rozpaczy. W całym tym rozedrganiu i szaleństwie spletli swoje chwile najmocniej jak potrafili, aż zafurczało i zaiskrzyło pod niebiosa. Trwali w uniesieniu do świtu, który był zwiastunem rozstania. Czy na zawsze? Ani jedno, ani drugie nie chciało dopuścić takiej myśli.
    Zabrał ze sobą nie wiele, ale najważniejszym i najcenniejszym darem była miłość jaką ukochana podarowała mu spojrzeniem, gestem i ciepłem ostatniej nocy. Na myśl o unoszeniu pod gwiazdy i wystrzały ogniście iskrzących ciał serce załomotało jak ptak, który podrywa się do lotu w strachu przed nieznanym i przemknęła przez głowę myśl, by się wycofać, bo nade wszystko kochał bezgranicznie swoją Ilemę.

    Wraz ze wschodem słońca musiał opuścić to, co dotychczas było najbliższe i pchany wiatrem, pędzony żądzą za nieznanym ruszył nie oglądając się za siebie. Wiedział, że nie zniósłby smutku, jaki wymalował się na twarzy ukochanej.
    Stała na Wzgórzu Zawodzącej Pamięci i ocierała krople, które spadały jak grochy, grzmocąc o skałę i roztrzaskując ostatnią nadzieję, że Limak zostanie przy niej. Czuła przeszywające zimno i łopotanie zastawek, które co chwila uchylały się i zatrzaskiwały pod naporem ciśnienia skumulowanej rozpaczy.
    Jak zesztywniała nie mogła zrobić kroku, a on oddalał się z każdym promieniem słońca dalej. Przygnębiona i samotna odwróciła się dopiero wtedy, kiedy znikł w zieleni szumiącej pieśnią pożegnania.
    Czy na zawsze? Tego nie mogła przewidzieć. Wolała wierzyć, że powróci cały, zdrowy i jak zawsze należący tylko do niej. Bała się tej rozłąki, bała się, że zdrowie Ognistego nie jest na tyle silne by wytrwać na szlaku pełnym tajemnej magii i pokus. Z opowieści innych wiedziała, że każda droga to pułapka i tylko wprawne oko, dobra pamięć oraz wielkie pragnienie powrotu dają szansę na przetrwanie i zwyciężenie zła. Próbowała pozbierać rozsypane wnętrze, ale czy ziarnka maku można zebrać palcami?

    ciąg dalszy w kolejnym komentarzu
    piziuk@op.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. A tak właśnie pokruszona się czuła. Jak kryształ, który stłukł się w mgnieniu jednego pożegnania.
    Szedł pod prąd rozmyślań i z wiatrem w oczy, które łzawiły na myśl rozłąki i wielkiej niewiadomej. Był silny, ale miłość jaką darzył Ilemę potrafiła wzbudzić w nim wielką i nieokiełznaną trwogę zwaną tęsknota. Minęło dopiero pół doby, a on już wysmagany powietrzem zmieszanym z zapachem Ilemy pragnął zawrócić. Był zły na siebie i swoje porywy udowodnienia męskości i wielkiego hartu ducha, ale wiedział również, czym grozi niewypełnienie misji. Otarł spocone czoło, mokre oblicze i nabrał głęboko do płuc odwagi, której nigdy mu nie brakowało. Twardo i uparcie kierował swoje kroki dalej przed siebie. Szedł coraz szybciej i szybciej, bo tak mu nakazywał rozsądek.
    Ilema pochłonięta apatycznymi wizjami przestawiała wszystko, co dało się poprzestawiać. Łącznie z szalonym nastrojem, w który wpakowywała się zawsze nieopatrznie lokując swoje uczucia, tańczyła z frustracją i zniechęceniem. W końcu musiała czymś zająć umysł, kiedy Limak tak bez jednego słowa porozumienia, czy podoła udźwignąć rozstanie ją opuścił. Opuszczona i blada wpuszczała co chwila hulającego w zakamarkach duszy, zwietrzałego i podstępnego Wiatropylca, który wiedział, że teraz może z niej wywiać całą miłość do Limaka. Rozpylał zobojętnienie i wywiewał wszystko z pędem huraganu. Zmęczona rozwianą wizją, że jeszcze kiedyś wtuli się w ramiona, jak w konary drzewa o pięknej barwie przypominającej miłość, usnęła.

    Ognisty przedzierał się przez gęste zarośla, przeskakiwał góry, kaleczył dłonie i ramiona, aż dotarł do pustynnego szlaku. Zagłębił nogi w ruchome podłoże i brnął prawie na oślep czując przenikającą pustkę. Chciał zawyć do wypełnionego księżycem nieba, ale suchość w ustach nie pozwoliła na wydarcie się wniebogłosy. Jednak nie był tak odporny, jak myślał, ale zaraz otrząsnął się jak pies po deszczu i rozbryzgując ziarna piachu na wszystkie strony biegł do celu.
    Załamywał dłonie nad swoim pochopnym i próżnym wyborem. Miał obok siebie najwspanialszą kobietę, a mimo to szukanie wrażeń obsesyjnie popchnęło go w inny świat.

    Świat Ilemy powleczony pylistym otumanieniem był nijaki i bezbarwny. Iskrzące chwile przygasały otępieniem i bezwiednym gorączkowym majaczeniem układała kolejne sny pod strzechy innych, bo jej zadaszenie stawało się coraz kruchszą konstrukcją, którą tylko silne męskie ciało zdołałoby naprawić. Bała się, że nie przetrwa bólu, który rósł jak grzyby po deszczowych falach z poprzedniej opowieści. Najgorszym stawał się fakt, iż nie mogła wiedzieć ile czasu potrwa rozłąka i czy nie zakończy się tak nagle jak nagle wybuchło uczucie z mocą wulkanicznego wylewania gorącego pożądania.

    ciąg dalszy w kolejnym komentarzu
    piziuk@op.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Minęły kilometry światłoczułych refleksów Ognisty zbliżał się prawie do celu, gdy nagle wyrosła przed nim postać Ilemy. Był wstrząśnięty, a zarazem szczęśliwy, że ją widzi. Chciał pochwycić w ramiona jak owoc swoich marzeń, ale poczuł zimno i osuwające się swoje ciało obejmujące stojący głaz. Tęsknił bardziej niż myślał, a zmęczony umysł płatał figle.
    Rozgorączkowany upadł i poddał się bezsilnej torsji wstrząsającej ciałem. Drgania i zbyt wysoka temperatura uczuć zatrzymała bijące serce Limaka, który zagłębiał się w swojej rozpaczy jak w pustynnym piachu.
    Ilema krążąca po mieszkaniu jak ćma pod sufitem wzdrygnęła się, bo ukłucie jakiego doznała przedstawiło wizję nie do zniesienia.
    Limaku!!! Limaku!!! Nie poddawaj się, walcz!!! Miłości moja!!!
    Wrzeszczała mocą niesioną wydechami głębszymi od oddechu jaki szalał między nimi tej pamiętnej nocy.
    - Nie dam ci odejść, nie dam!!! Zostaw go Sopleno!!!
    Limak ocknął się bo podmuch głosu ukochanej trafił na moment, kiedy zimne palce śmiercionośnej damy rozbierały go do ostatniej szaleńczej rozpusty jaką szykowała Soplena. -Jakaś ty szkaradna wiedźma. - Zaklął pod nosem i ruchem ostentacyjnego drania zwalił ją z nóg wprost do Rozpustnej Przepaści, a sam ledwie powłócząc ostatkiem sił dotknął miejsca przeznaczenia, w którym wypowiedział imię ukochanej. - Ilemo kocham cię.
    To był znak, że miłość przezwycięży każdą ciemną stronę powiewów złej mocy, to był znak, że już na zawsze byli sobie pisani.
    Rada Dźwiękoszczelnych chłonęła każdą dobrą nowinę, a fakt, że Limak podołał zadaniu stał się grającym uniesieniem w suszach innych – czekających na swoją kolejkę w drodze pod wiatr lub z wiatrem, bo warto nie zapominać o tym, że choćby wiało i rozwiewało się wszystko, to istnieją magiczne słowa, które nie są zwietrzałe, chociaż stare jak świat.
    Pełna płomiennej żądzy zatapianej jak niegdyś stała owiana dobrą nadzieją, którą Wiatropylec nie zdołał obrócić w popiół.
    - Limaku.
    - Tak Ilemo to ja.
    Czy trzeba więcej?
    Wulkaniczne spojrzenia i miłość, która rodzi się nawet po deszczu z siłą huraganu i lekkiego powiewu, na zawsze w środku, w samym epicentrum bijącego jednostajnie organu, który Limak swoim męstwem i odwagą zdobył i przypieczętował dwoma słowami.


    Ilema
    pizuk@op.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Prawdziwa miłość...
    czasem smakuje słodko jak czekoladka rozpływająca się na języku
    czasem jest słona jak łzy spływające po policzkach
    innym razem przynosi gorycz jak gdyby ziarenka gorczycy pękały nam w sercu
    niekiedy staje się gorzka jak kawa którą zapomnieliśmy posłodzić
    chwilami przybiera postać tak kwaśną jak owoc cytryny
    ona jak pudełko pralinek - nigdy nie wiesz na jaki smak trafisz
    okryta kruchą skorupką pęka, ukazując swoje prawdziwe wnętrze
    każda miłość to inne nadzienie
    inny smak
    zapach
    kolor
    prawdziwa miłość smakuje jak nektar - po jej skosztowaniu czujemy się jak w niebie
    lub jak wino - szlachetnieje wraz z upływem
    czasu
    miłość jak wiatr smagający ciało
    jak otulająca skórę bryza
    niewidzialne cząstki obecne w umyśle, sercu, podświadomości
    prawdziwa miłość jest wielosmakowa, słodka i gorzka, kwaśna i słona, chłodzi i pali, skleja i łamie, osłania i odkrywa
    nie potrzebuje przypraw, dodatków, zabiegów i upiększeń
    ma smak cudu, niebiańskiej lekkości i diabelskiego ognia...

    Ania
    anulka2607_18@tlen.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. "…Serce – porywane przez wichry emocji”

    SERCE
    Symbol życia, energii, emocji.
    Źródło mądrości, gniewu, radości.

    Jak powstają w nas uczucia?

    „Nie jesteśmy w stanie żyć bez powietrza. Jesteśmy skazani na jego bezcenny dar, pierwiastek życia…"

    Powietrze to żywioł, który panuje nad ludzkim sercem, kieruje nim, pobudza je, wprowadza w ruch za pomocą podmuchów. W zależności od sytuacji, w jakiej znajdzie się człowiek, posługuję się kilkoma rodzajami wiatrów, czyli naszych emocji. Ludzkie serce nie sprzeciwia się Powietrzu, jest podatne na jego działanie; serce może przybierać dwie postaci: osiki lub trzciny – reaguje na każdy najmniejszy nawet ruch wiatru. Powietrzem włada Stryja. To właśnie Pani Powietrza rządzi ludzkim sercem, wysyłając doń bogów wiatru, by pokierowali uczuciami człowieka. Stryja jest Panią odpowiedzialną, nigdy nie zaniedbuje swoich obowiązków. W „doglądaniu” ludzi pomagają jej Zduhacze – te maleńkie stworzenia przynoszą wieści o ludziach, o sytuacjach, w jakich człowiek się znajduję. Obowiązkiem Pani Czterech Wiatrów jest szybka decyzja – jakie uczucia wlać do serca człowieka? Jakiego boga tam posłać? Jest to praca niezmiernie wyczerpująca (rodzajów emocji do wyboru jest naprawdę wiele), a co najgorsze – wcale nie doceniana przez ziemskie istoty.

    „(Serce) smagane lekkim zefirem podniecenia”

    - Pani, Pani! Kobieta odziedziczyła stary dom! – donosiły Zduhacze.
    Stryja w ułamku sekundy powzięła decyzję:
    -Wysłać Pogwizda!
    Zadaniem Pana Łagodnych Powiewów było „trzymać się blisko Kobiety i w odpowiednim momencie przystąpić do działania”. Pogwizd wypełniał swe obowiązki wzorowo. Gdy Kobieta dowiedziała się o spadku, Pogwizd stał już obok niej, pobudzając tym samym jej serce w lekkie drżenie. Kobieta postanowiła przeszukać posiadłość. Ponieważ była zapalonym bibliofilem, miłośniczką literatury francuskiej, miała nadzieję na znalezienie jeśli nie dość pokaźnej biblioteki, to przynajmniej kilku wartościowych woluminów. Niestety, im dłużej szukała, tym bardziej gasła jej nadzieja. Lecz Władca Wietrzyków stał na straży; w tej samej chwili, gdy przez jej głowę przemknęła myśl: „Przecież został jeszcze strych!”, Pogwizd lekko musnął jej ramię, co wprawiło jej serce w delikatny ruch. Na poddaszu znajdowała się stara skrzynia. Kobieta niepewnie uchyliła wieko – jej opiekun wytworzył wtem lekki podmuch powietrza, skierowawszy go w stronę swej podopiecznej. Teraz Kobietą zawładnęło lekkie podniecenie i niepokój zarazem. Na dnie skrzyni znajdował się pokaźny plik luźnych kart, każda z nich zawierała datę i była sygnowana podpisem, tak dobrze znanym Kobiecie… Podniosła pierwszą stronicę i zaczęła czytać… Pogwizd doskonale wiedział, że teraz on tu jest Panem człowieka. Jego główną misją było wzniecenie delikatnego wiatru w sercu Niewiasty. Władca Wietrzyków wysunął prawą dłoń, wyprostował kciuk, kolejne palce zginął coraz mocniej do wnętrza, potem wysunął lewą dłoń i po kolei wyginał każdy palec tym razem na zewnątrz, w ten sposób wpędzał w ludzkie serce uczucie pobudzenia, podniecenia, ekscytacji.


    cdn
    kinguska_1985@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. cd.

    - Niemożliwe! – krzyknęła Kobieta, a serce jej drżało, kołatało, jakby pląsało z radości – 15 maja 1833, Tours – czytała Niewiasta – „ach, te moje Physiologie du mariaże przyniosły mi sławę, niezbędne fundusze, ale i ileż kłopotów mnie spotkało na tej drodze!” – była tak podekscytowana znaleziskiem, iż brakowało jej tchu, opuściła kilka linijek brudnopisu, jakby zachłannie poznać kolejny temat tych wynurzeń – „Kobieta nie odmawia niczego temu, kto zdobył jej serce. Staje się wówczas podatną plasteliną” – obrzucała wzrokiem kolejne akapity - „jezioro Neuchatel przynosi ukojenie, człowiek łagodnieje, sięga do głębi siebie, cóż to za kraj, Szwajcaria! Ale czy pełen byłbym uznania, gdyby nie towarzyszka moja? Ach, Ewelina, pani mojego serca, moje dziewczątko płoche” – musiała usiąść z wrażenia, czułą ogarniającą coraz mocniej falę podniecenia, to ożywcze uczucie zaczynało mieć nad nią władzę – Przecież to dzienniki Balzaca! Mój Balzac, mój pisarz, mój! To przecież takie odkrycie! Ale skąd to tu?! Jak to? Matka siostry mojej babki była przecież Rzewuska…– krzyczała do siebie ze łzami w oczach. Jej serce to drgało, to wirowało, a Pogwizd stał z boku i upajał się swym dziełem.
    - Dobra robota! – pochwaliła go Pani Powietrza.

    „(Serce) Nieraz stałe i niewzruszone niczym pasaty”

    - Zebrać wszystkich moich synów! Natychmiast! – zarządziła Stryja.
    Bogowie w mgnieniu oka zjawili się na wezwanie matki.
    - Zdarzył się wypadek. Ktoś podpalił Wielką Bibliotekę, nic się nie uratuje! Zaczynają gromadzić się ludzie na Placu Mądrości, zarówno miłośnicy czytania, jak i ci, którzy są wrogami słowa pisanego. Niedługo będą tam wszyscy! Chłopcy, macie pełne ręce roboty. Do dzieła!
    Bogowie nie zwlekali ani minuty. Pędzili co tchu – przecież każda z ludzkich istot potrzebuje, by pobudzić jej serce, by wprawić je w odpowiednie drżenie…
    - Przepraszam za spóźnienie, Matko. – rzekł skruszonym głosem Poświst.
    - Wiesz, że zawsze niechętnie cię wysyłam. Ale ty także musisz ćwiczyć, byś nie wyszedł z wprawy. Zajmiesz się tylko jedną osobą – Mężczyzną.
    - Już pędzę, Matko!

    Ludzie tłumnie przybywali, by oglądać, jak Skarbnica Wiedzy zamienia się w zgliszcza. Bogowie uwijali się jak w ukropie.
    - Gore! – krzyknął przerażony Człowiek – Dobytek całej ludzkości w ogniu!
    - Nie mogę w to uwierzyć. Szekspir płonie, Racine płonie, Goethe płonie, płonie dusza… - szeptał inny, przy którym akurat znajdował się Pogwizd.
    - Ha! Ha! Ha! Niedługo wszystkie wasze głupie czytadła znikną! – wołał złowieszczo głos z tłumu.
    Bogowie wywoływali u zgromadzonych wszystkie znane stany emocjonalne. Był żal i płacz, była i radość, satysfakcja, było przerażenie i podniecenie, szok, współczucie, miłość i nienawiść…
    Widząc kłęby dymu, słysząc krzyki, płacz, jęki, pisk i śmiech równocześnie, Mężczyzna skierował się w stronę centrum tych wydarzeń. W samą porę zjawił się Poświst. Pan Stałych Wiatrów nie mógł zwlekać. „Zbyt dużo emocji skumulowało się w jednym miejscu” – pomyślał i przystąpił do swego dzieła. Natychmiast wysunął oba palce wskazujące, tym u prawej ręki wskazał niebo, drugim zaś wycelował ku ziemi. Serce Mężczyzny nawet nie drgnęło.
    „O co tyle krzyku? I żeby płakać? Przecież to się odbuduje, sprowadzą nowe księgi, nic nie rozumiem. Ludzie powariowali.” – pomyślał Mężczyzna i ze stoickim spokojem ruszył w dalszą drogę. Jego serce pozostało niewzruszone, nie obudziły się w nim żadne uczucia, był obojętny. Poświt gwałtownie zniknął.

    cdn
    kinguska_1985@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  8. cd.

    „(Serce) innym razem bezwzględne, gwałtowne jak halny”

    - Zostałeś wezwany – usłyszał znajomy głos Dyj-Poświciel. Natychmiast zjawił się w maleńkim mieszkaniu, w którym całą wolną przestrzeń zapełniły stosy mniejszych lub większych tekturowych pudeł.
    - Spakowany? – zapytała Kobieta.
    - Została mi jeszcze tylko jedna książka, ta moja ulubiona, ale nie mogę jej nigdzie znaleźć. Może jest w którymś z twoich pudeł? – odparł Mężczyzna.
    - „Mistrz i Małgorzata”? Spakowałam ją do rzeczy niepotrzebnych, dziś rano wywieźli.
    W tym momencie do akcji wkroczył Pan Zawieruchy, subtelnie musnął dłoń Mężczyzny.
    - Wy-rzu-ci-łaś? Do śmie-ci? Cedził – Mo-je-go Buł-ha-ko-wa?
    - Nie miałeś go w ręku od dziesięciu lat!
    Dyj-Poświciel rozprostował wszystkie palce prawej ręki, lewą dłoń zacisnął w pięść – stało się. W ludzkie serce wdarła się prawdziwa wichura.
    - Ale to moja ulubiona powieść! Spłonęła biblioteka, to był jedyny egzemplarz! Jak mogłaś być tak głupia!
    - Tak? Spłonęła a biblioteka, ale czy ciebie to w ogóle obchodzi? „Jak można tak się przejmować książkami” mówiłeś, zastanawiałeś się, czy ludzie oszaleli, czy świat stanął już na głowie, a teraz żal ci jednej książki? – przekrzykiwała swojego męża Kobieta.
    - Byłem obojętny, bo wszystko, co kocham miałem tu, a teraz? – w napadzie szału pchnął żonę na jedno z pudeł – już nigdy nie przeczytam tych pięknych zwrotów: „Zrozumcie, że język może ukryć prawdę, ale oczy - nigdy! Ktoś wam zadaje niespodziewane pytanie, nie zdradzacie się nawet drgnieniem, błyskawicznie bierzecie się w garść i wiecie, co należy powiedzieć, żeby ukryć prawdę, i wygłaszacie to niezmiernie przekonywająco, i nie drgnie na waszej twarzy żaden muskuł, ale - niestety - spłoszona pytaniem prawda na okamgnienie skacze z dna duszy w oczy i już...” – zacytował z lekką nutą szaleństwa w głosie Mężczyzna.
    - Co ty wyrabiasz? Diabeł cię opętał?
    Dyj-Poświciel był cierpliwy, lecz jego energia zaczynała słabnąć.
    - Opamiętaj się! – błagała Kobieta. Jednak Mężczyzna, którym targał wiatr tak silny, tak gwałtowny, niczym tajfun, niszczył wszystko na swej drodze. Gdy zdemolował już całe mieszkanie, jego wzrok spoczął na rękopisie, który odziedziczyła żona, nie zastanawiał się długo – wrzucił plik dokumentów do rozpalonego kominka…
    - Jak mogłeś! – wołała zrozpaczona Kobieta – Nie zdążyłam ich nawet przeczytać! Za miesiąc mija nasza piętnasta rocznica ślubu, a ty pierwszy raz jawisz mi się jako osoba zupełnie obca, nie znałam cię takiego, wszystko zrujnowałeś! I to przez jakiegoś Kacapa – wyrzuciła z siebie w akcie desperacji Kobieta.
    - Miłośniczka ślimakojadów! – wykrzyknął Mężczyzna, nieco zbity z tropu i wybiegł z domu.
    Dyj-Poświciel, wyczerpany, pozbawiony energii wrócił do Szóstego Kręgu.
    - Byłeś bardzo dzielny – pochwaliła jego oddanie Stryja – zdecydowanie musimy ograniczyć pole twojego działania, to zbyt wyczerpujące.


    cdn
    kinguska_1985@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. cd.

    „ Nieraz odczuwamy płynący od innych przeszywający chłód – nieprzyjemny wiatr lodowcowy”

    W małym mieszkanku, krainie tekturowych pudeł, emocje opadły. Kobieta i Mężczyzna, nieświadomi, zyskali nowego lokatora – został nim Strzybóg, lodowy Pan Fijns-Flins. Strzybóg nie miał dużo pracy, spacerował, fruwał, od czasu do czasu głęboko westchnął. Sama jego obecność ziębiła ludzkie serca.
    Istniejąca od piętnastu lat rzeczywistość nagle się rozmyła, straciła barwy, straciła zapach, jakby dusza z niej uleciała. Kobieta zamknęła się w swoim świecie, zraniona do granic, Mężczyzna, zbyt dumny, stał się chłodny w obejściu. Temperatura małżeńska spadała poniżej zera… Próbowali nauczyć się żyć każde w swoim świecie, ale to nie było proste. Dodatkową przeszkodą był stale obecny Strzybóg. Byli wobec siebie nieczuli, pamiętając o krzywdach, jakie ich dotknęły, beznamiętnie mijali się w progu, ich oczy były niczym sople lodu . Sytuacja ta trwała już dość długo, intensywny chłód zaczął się dawać we znaki nawet Zimnemu Władcy. Stryja, dokładnie obserwując rozwój wypadków, postanowiła sprowadzić boga, martwiąc się o jego stan.
    - Już wystarczająco długo panowała tam epoka lodowa…

    „innym razem przyciąga nas gorący, pustynny podmuch ludzkiego serca”

    Pani Powietrza niespokojnie krążyła wokół swojej komnaty, dręczyła ją relacja, która narodziła się między kochającymi się przecież ludźmi. „Dziś przypada ich rocznica, pora wszystko naprawić” – pomyślała.
    Jak postanowiła, tak też się stało.
    - Pogodo, Pani Dobrego Powietrza, weź pod opiekę te dwie istoty ludzkie, przywiedź dobry nastrój i zgodę.
    - Jak sobie życzysz, Stryjo. – przystała na prośbę Pani Zgody.
    Pogoda pojawiła się w domu ludzi rozjaśniając jego wnętrze, nagle zrobiło się ciepło, przytulnie. Pani Dobrego Powietrza swą mocą postanowiła złagodzić różnice, złączyć małżeństwo pozostające w sporze.
    - Jakie przyjemne dziś powietrze, prawda? – po raz pierwszy od długiego czasu odezwała się Kobieta.
    - Przyjemne jest barwa twojego głosu, Żono. – odparł z wypiekami na twarzy Mężczyzna.
    Kobieta odwróciła się, jej usta zdobił uśmiech.
    Pogoda, zadowolona z takiego rozwoju wydarzeń, uznała, że jej czas nadchodzi, że należy zostawić ich razem, by doprowadzić do ostatecznego pojednania. Na koniec, by upewnić się, że wszystko potoczy się pomyślnie, wyprawiła do nich Złotego Wróbla-Posłańca, którego zadaniem było wlać miłość do ludzkich serc.
    - Kochanie, dzisiaj nasza rocznica. Mam dla ciebie prezent. – powiedziała Kobieta, wręczając Mężowi mały pakunek. Otworzył go powoli, wyjął pierwsze wydanie „Mistrza i Małgorzaty”, dotykał książki jakby z namaszczeniem. – Ale… - brakowało mu słów. Zamilkł. Przytulił do siebie żonę, nigdy wcześniej nie czuł się taki szczęśliwy.
    - Oto mój prezent. Wszystkiego najlepszego, Skarbie. – Kobieta rozpakowała swój podarek. – Otworzyła paczkę, znalazła w niej mikrofilm pozytywowy oraz wydruki monochromatyczne diariusza Balzaca. Rozpłakała się.
    - Przepraszam, Kochanie, zrobiłem to już wcześniej z myślą o naszej rocznicy, ale wiem, jak wielką stratą są dla ciebie rękopisy…
    - Wcale nie, ja tylko chce wiedzieć, forma nie ma znaczenia.
    Oboje byli bardzo wzruszeni, ich oczy płonęły miłością – odzyskali swoje „skarby”, odzyskali siebie. W ich sercach powiewał ciepły wiatr, przekształcając się pod wpływem ich czułości w coraz gorętszy, bardziej namiętny samum…

    - I tak powinno być! – zawyrokowała Stryja, Pani Powietrza.

    „Ludzka natura jest nieposkromiona, spragniona wolności jako wiatr pędzący nieustannie przez świat. Potrzebujemy radosnych uniesień nie mniej niż pokarmu.”

    Strzeż się, Serce człowiecze, bo nie znasz dnia ani godziny, a Wielka Pani patrzy!


    kinga
    kinguska_1985@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. przepraszam, jeśli zdarzą się literówki,
    chciałam jedynie dodać, że wszystkie nazwy oraz przydomki bóstw zaczerpnięte zostały z mitologii słowiańskiej i oznaczają bogów wiatrów lub powietrza

    pozdrawiam,
    kinga

    OdpowiedzUsuń
  11. Drogi N. N.!
    To dzięki Tobie unosiłam się siedem centymetrów ponad ziemią, sunęłam w powietrzu niczym szalona lokomotywa, lekka jak puch marny....To przez Ciebie porwał mnie wicher emocji, targała mną burzliwa namiętność i gwałtowna zazdrość. Wpadałam w wyż radości i spadałam w niż smutku. Owiewała mnie bryza nadziei, ale nagle nastała cisza na morzu. Uczucia zamarzły w mroźnym arktycznym powiewie. Rozstanie - rozwianie. Nadszedł huragan łez i przekleństw. Emocje wirowały jak trąba powietrzna zagarniając resztkę rozsądku i opanowania. Wreszcie Eol okazał swą łaskawość. Wicher przestał giąć korony drzew w moim ogrodzie -" w moim ogrodzie, gdzie czas leniwy powolną strugą płynął wytrwale", rozległy się znajome nuty piosenki, serce mruczało cicho. Teraz wieje wspomnieniami, a ja wieję stąd, by nie roztrzaskać skrzydeł o skały rozpaczliwej bezradności.
    Mimo wszystko, dziękuję Ci, drogi N. N. za wędrówkę na wichrowe wzgórza, za wiatr w żagle, nagłe i szybkie serca łopoty...

    Niech wiatr włóczykij wyszepta Ci te słowa...
    a ja rozwieję się jak mgła....
    Pozdrawiam.
    A.
    ------------------------------------------------
    agn.grabowska@autograf.pl

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobiegł koniec trzeciego etapu Konkursu. Wyniki ukażą się niebawem.
    Zapraszam na odsłonę czwartą:)

    OdpowiedzUsuń