piątek, 22 lipca 2011

Wymiar IV: Cząstka nas samych

fot. Kamil Czepiel



"…Cząstkę nas samych, dającą początek wszystkiemu. Cudowną drobinę, zrodzoną z łona naszej wspólnej żywicielki. Cierpliwej i wyrozumiałej. To ona uczy nas pokory, pracy… życia. Daje nam wszystko, na co tylko sobie zasłużymy. Skrywa niewyobrażalne tajemnice, po które możemy sięgać bez ograniczeń. Jedynie od nas samych zależy w jakim stopniu wykorzystamy Jej dary oraz w jaki sposób okażemy Jej wdzięczność…
Omnia subiecta sunt naturae "
 Kamil Czepiel 


fot. Kamil Czepiel



8 komentarzy:

  1. Kinga M. – Witaj, Matko-Ziemio, dziękuję, że zgodziłaś się poświęcić mi swój cenny czas, aby odpowiedzieć na kilka nurtujących mnie pytań.

    Matka Ziemia – Witam serdecznie, zawsze chętnie służę pomocą.

    K.M. – W Świętej Księdze czytamy: „Utworzył tedy Pan Bóg człowieka z mułu ziemi i tchnął w oblicze jego dech żywota: i stał się człowiek istotą żyjącą” (Gen 2,7), czy taki był początek człowieka?

    M.Z. – Oczywiście, taki był i nadal jest każdy początek istoty ludzkiej, wszyscy macie w sobie moją cząstkę, ten kawałek ziemi, który można formować na wiele sposobów, to od was samych zależy, jaki nadacie mu kształt.

    K.M. – Zdarza się, że człowiek zagubi, zatraci, zniszczy w sobie tę cząstkę?

    M.Z. – Na szczęście to rzadkie przypadki.

    K.M. – Czy Matka Ziemia ma jakichś swoich ludzkich ulubieńców?

    M. Z. – Całe mnóstwo (śmiech). Wszyscy są moimi pupilkami, niektórzy przynoszą mi nieco więcej dumy i radości, ale to nie znaczy, że ich faworyzuje.

    K. M. – Zdradzi nam Matka kto jest największym powodem do dumy?

    M. Z. – Są to ci wszyscy, którzy potrafią czerpać z mych darów, którzy dbają i pielęgnują w sobie mą cząstkę.

    K. M. – A czy któryś człowiek szczególnie „wyrył” się w twej pamięci?

    M. Z. – To pytanie jest proste, ale odpowiedź bardzo trudna. Wymienię dwóch mężczyzn, ale mój umysł i serce chowają miliony nazwisk, o których warto pamiętać, których można stawiać albo za przykład, albo wprost przeciwnie.

    K. M. – Umieram z ciekawości!

    M. Z. – Cóż za śmieszne powiedzonko… (śmiech). Po pierwsze doskonale pamiętam Anteusza, łobuz, jakich mało, stracił wiele osób, miał wojowniczą naturę, ale jedną słabość, był… jakby to dzisiaj powiedzieć… maminsynkiem (pobłażliwy uśmiech). Był skuteczny w swoim szaleństwie jedynie wtedy, kiedy trzymał się maminej spódnicy. Ale znalazł się ktoś sprytny – Herakles, uniósł go w powietrze, by Anteusz nie mógł mnie dotknąć i wtedy poległ…

    K. M. – A ten drugi?

    M. Z. – Leonardo da Vinci, rozkoszny bobas, który wyrósł na prawdziwego człowieka, to powinien być „wzór człowieka”, dążył do poznania za wszelką cenę, nie umiał odpuścić swoim pragnieniom, cząstka ziemi w jego sercu nigdy nie została zaniedbana…

    K. M. – A czy wiesz, jak ludzie cię nazywają?

    M. Z. – O tak, nasłuchałam się tych imion… Niektóre są bardzo zabawne.

    K. M. – Na przykład jakie?

    M. Z. – Cihuacoatl – takie imię nadano mi w bardzo śmiesznie brzmiącym języku nahuatl, grecka Gaja wydaje mi się być bardzo wdzięcznym imieniem, podoba mi się króciutkie sumeryjskie Ki, italska Maja brzmi subtelnie, oprócz tego Terra Mater i moje ulubione Pachamama.

    K. M. – A czy Matka-Ziemia ma jakiś swój ukochany zakątek na świecie?

    M. Z. – Boliwia, to region kochanych ludzi, czuję tam ich szacunek, miłość – są bardzo czuli, czy wiesz, że oni całują dary, które im ofiarowuję?

    K. M. – hmm, musisz się czuć wtedy szczęśliwa. A tak a propos darów, wyjaśnisz, czym one są?

    M. Z. – Rozejrzyj się dookoła, a sama je dostrzeżesz. Moje serce się raduje, gdy ludzie potrafią z nich mądrze korzystać, gdy są one narzędziem w ręku człowieka, gdy tworzy z nich coś więcej niż to, czym już są. Człowiek powinien dążyć do poznania i do mądrości, ja mu to umożliwiam, skrywam również wiele tajemnic, dostępnych tylko dla tych, którzy chcą je zgłębić, ważne jest, aby człowiek chciał to poznać…

    K. M. – Matko-Ziemio, na koniec naszej rozmowy, powiedz proszę, jaką cechę cenisz u ludzi najbardziej?

    M. Z. – Najbardziej raduje mnie w ludziach pokora…

    K. M. – Serdecznie dziękuję ci, Matko za poświęcenie czasu.

    M. Z. – Ja również dziękuję, spotkanie z człowiekiem to dla mnie zawsze największa radość.

    kinga
    kinguska_1985@o2.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieziemska miłość na Ziemi.

    Tego dnia Limak nie zapomni na pewno, bo czy można zapomnieć jakim dobrem jest Matka Ziemia – żywicielka chroniąca życie, oaza rozkiwtu i śmierci, w obliczu której stanęło serce Ilemy.
    Odkąd Limak odepchnął Soplenę – żądną jego duszy i ciała, knuła zemstę i układała plan, w jaki sposób zawładnąć zbyt śmiałym Ognistym – pełnym sił witalnych i męstwa. To nie było łatwe zważywszy, że otoczony aurą miłości swojej wybranki - Ilemy, promieniał wzbudzając w mrocznej damie - Soplenie, zbyt jaskrawy strach przed światłem, jakim emanował na wszystkie podstępne myśli , które w sobie wypielęgnowała.
    Od powrotu ukochanego z wielkiej podróży, Ilema przeczuwała, że Soplena nie poprzestanie i będzie dalej zakłócać spokój kochającym się istnieniom. Intuicja podpowiadała roztropność i jednocześnie wzbudzała strach przed nieznanym, które podstępnie krążyło nie tylko w umyśle, ale w każdym zaułku ich szczęścia. Mimo, iż Limak był najwspanialszą przystanią, w którą zagłębiała się bez reszty, to bała się, potwornie się bała, że coś wisi w przestworzach ich nieziemskich doznań. Nie omieszkała nawet o tym wspomnieć ukochanemu, który otoczył ramieniem jej cały świat i przyrzekał, że dopóki on jest, to nikt nie skrzywdzi pani jego serca. Wierzyła mu i ufała, bo kochała te męskie spojrzenia i ciepło ramion, w jakie wtulała się każdą chwilą uwieńczoną wzajemnym lotem międzygalaktycznej ekstazy. Szczęście również czuwało nad parą, która w każdej przygodzie na jaką bywali narażeni, nie zapominała ile może dać wzajemne kochanie siebie.
    Soplena widząc ich sielankę, wulkaniczne wybuchy i odpływy wprost do bram raju, nie mogła pogodzić się z myślą, że nie zawładnęła Limakiem i nie stała się panią jego uniesień. Wiedziała, że nie podoła zbliżyć się na tyle, by Ognisty wybuchł płomieniem i spłonął na stosie jej pożądliwej natury śmiertelnego uniesienia. Marzyła o garści popiołu, jaka pozostałaby po zacnym młodzieńcu i z lubością obsypywała się tą wizją w rozmyślaniach, którymi wybiegała za daleko, bo wciąż nie miała pomysłu na zastawienie pułapki rozkoszy, która zwabiłaby przystojnego Limaka. Łamała lodową głowę, przełamywała soplaste wizje i gryzła wszystko i wszystkich, którzy pojawiali się zbyt blisko niej.

    Którejś nocy zakradła się do umysłu Ilemy i z radością stwierdziła, że we śnie Ilema jest całkiem dostępną ofiarą jej wybujałej żądzy. Próbowała również otworzyć umysł Limaka, ale ten zbyt czujny wybudzał się szybko zamykając drogę dostępu.
    Już wiedziała w jaki sposób zemści się na Ognistym i miała wizje, jak porażony utratą ukochanej sam wpada w ramiona Sopleny – pani śmierci. Tak, teraz już tylko kroki dzieliły ją od wdrożenia w życie wizji, jakie narysowała w wyobraźni.
    - Zniszczę cię Limaku. – To wyznanie mrożące krew w żyłach, było jej największym marzeniem, odkąd tylko zobaczyła ile on potrafi dawać miłości, której ona Soplena szczerze nienawidziła. Nie przez przypadek również nienawidziła Limaka. Nigdy nie zapomniała, jak upajała się ostatnim tchnieniem matki nowonarodzonego życia, które na łożu śmierci nagle wyrwało się z objęć Sopleny. Utraciła wtedy dwie zdobycze, bo przeraźliwy i donośny płacz Limaka przywrócił życie jego rodzicielce, która cieszyła się nim do dzisiaj. Opływając tymi wspomnieniami poczuła jeszcze silniejszą nienawiść do rodu Ognistych.

    piziuk@op.pl

    dalszy ciąg w następnym komentarzu

    OdpowiedzUsuń
  3. Zanim stała się śmiercionośną damą była zakochana w ojcu Limaka Emilu, który wepchnął ją w otchłań. Ognisty Emil i Soplena byli parą, kochała go najbardziej jak umiała. Nawet teraz, kiedy o nim wspominała szkliła lodowe spojrzenie pełne bólu i nienawiści. Właściwie Emil nie kochał Sopleny, a upojony podstępną miksturą obojętności na świat, całkowicie poddał się urokowi zimna, którego nie umiał pokochać. Kiedy na jego życiowej drodze pojawiła się Emilia – matka Limaka znów zapragnął miłości, bo jego serce skute lodową przynależnością zabiło mocniej na widok Emilii – bogini Wulkanicznej Rozkoszy. Odrzucona Soplena nie umiała pogodzić się z porażką i kiedy za wszelką cenę chciała dotrzeć do wnętrza Emila i wzbudzić w nim niechęć do Emilii poślizgnęła się na swoich lodowatych myślach i spadła w czeluść zbyt gorącej lawy jaką emanował Emil. O mało nie spłonęła z rozkoszy wizji w jakie wpadła, ale ostatkiem sił zlodziła swoje zapędy na zawsze i stała się wielką górą lodową, która poprzysięgła zemstę na rodzie Ognistych.
    Soplena niegdyś nie była straszydłem, nawet gdy jako jedna wielka bryła zimna wędrowała po świecie. Piekielny wciąż wodził za nią wzrokiem, a teraz kiedy była na wyciągnięcie dłoni zapragnął jej zimna jeszcze bardziej. Otworzył przed nią swoją Otchłań Próżności i z lubością lizał jęzorem syczące pozostałości śladów na Ziemi. Było jej wszystko jedno, a myśl, że stała się panią podziemia wzbudzała pychę i rozkosz. Z czasem bycie władczynią przybrało coraz większe rozmiary i manipulując Piekielnym osiągnęła swój cel bycia panią śmierci, jakiej pragnęła dla rodu Ognistych. Stała się zgnuśniałą wiedźmą o przezroczystej karnacji i wystających kościach. Przybrała wizerunek tak szkaradny, że nawet Piekielny nie mógł znieść jej odrażającego widoku i skrył się w piekle uniesień z młodszymi duszyczkami, które spopielał z lubością. Soplena zupełnie straciła kontrolę nad swoim wyglądem i stawała się odrażającą śmiertelną pułapką, która zabijała każde miłosne powiewy życia.
    - Zniszczę cię Limaku. – zasyczała.
    Limak był bardzo podobny do Emila i to jeszcze bardziej napędzało Soplenę do okrucieństwa, jakie było jej celem bycia wszechwładną i podstępną władczynią zimna.
    Nad Emilem czuwały najgłębsze moce Emilii i Soplena dawno już dała za wygraną, by jej zemsta zepchnęła go do jej czeluści. Była zbyt słaba i nie umiała rozpanoszyć się w starszych od niej umysłach, dlatego Limak był najbardziej odpowiednim celem, który musiała zdobyć poprzez zgładzenie Ilemy i zakończenie miłości, która w Soplenie wzbudzała odrazę, a może również zazdrość. Jednak nigdy by się nie przyznała do swoich pragnień, bo skrzętnie je lodziła i zatapiała przy zbyt gorętszych myślach. Była nieszczęśliwym zlepkiem zła jakie niosła w bagażu odkąd swój los postawiła na jedną kartę śmiertelnej zemsty za wszystko, co doprowadziło ją do obłędnego stanu ducha bycia tragiczną pomyłką niszczącą ziemski byt miłosnych uniesień, których na swoje własne życzenie nie mogła doświadczyć.

    piziuk@op.pl

    dalszy ciąg w następnym komentarzu

    OdpowiedzUsuń
  4. Tej nocy zgrzytała soplastymi zębami bardziej niż kiedykolwiek. Już wiedziała w jaki sposób dopadnie Limaka w swoje szpony. Z lekkością zawładnęła śpiącym umysłem Ilemy, którą dopiero zostawiła, jak jej ciało pogrążone przedśmiertnymi konwulsjami zadrżało wzbraniając się przed ostatnim tchnieniem.
    Soplena była zła, że nie do końca ją uśmierciła, ale Limak obudził się nagle i nie mogła pozwolić by odkrył jej podstępną zabawę.
    - Ilemo ty drżysz. Powiedz, co ci jest. – W półśnie szeptał i przytulał rozpalone czoło kochanki, ale tym razem nie od szaleństwa złączonych ciał, a od gorączki jaką trawiła rozbite wnętrze Ilemy. Błędnym wzrokiem patrzyła w oczy Limaka jakby błagała o ostatnią chwilę w jego ramionach. Ognisty nie wiedział co począć. Okrył ledwo żywe ciało ukochanej i pognał po pomoc do Alchemii, która bezzwłocznie przybyła do Ilemy. Od dawna były zaprzyjaźnione. Ilema nawet zwierzała jej się z przeczucia zła, jakie koło niej krążyło. Alchemia długo badała umierającą dziewczynę i ze łzami w oczach, których nie była w stanie ukryć odrzekła: - Ilema umiera Limaku. Jej serce skamienieje całkiem.
    - Jak to możliwe. – zaszlochał Limak w swojej twardości ducha pojął, że traci Ilemę bezpowrotnie.
    Zaczął snuć domysły, że to na pewno sprawka wiedźmy Sopleny. Przypomniał sobie również jak Ilema opowiadała o niepokoju jaki ją trawił.
    - Alchemio, błagam cię na wszystko, ratujmy ją. – wyszeptał ostatkiem nadziei.
    Alchemia wiedziała, że jest tylko jeden sposób, który niestety odległy i niedostępny był w tej chwili.
    - Limaku jest jedno zioło, które mogłoby uratować Ilemę, ale ona ma już niewiele czasu, a zioło można zerwać tylko o świcie na półwyspie o wiele kilometrów stąd. Nie zdążysz.
    - Powiedz gdzie. Zdążę, muszę! – krzyknął z całą mocą swojej miłości..
    Chłonąc słowa Alchemii zakodował wszystko, co było niezbędne. Pochylił się nad ukochaną i patrząc w jej zastygłe źrenice wyszeptał: - Wrócę, nie poddawaj się. Musisz żyć, musisz. Kocham cię. – I czym prędzej pobiegł tam, gdzie kwitła ostatnia nadzieja na ratunek.
    Ilema odchodziła w strasznym osamotnieniu i rozpaczy, że już nic nie może jej zatrzymać na ziemskiej wędrówce. Zdominowany czarnymi myślami umysł nie bronił się przed ostatnim wydechem, które lada chwila miało nastąpić.
    Alchemia robiła wszystko, co mogła, by serce Ilemy nie stanęło, ale widok osłupiałego spojrzenia przyjaciółki nie dawał nadziei na poprawę. Zrozpaczona w bezsilności odliczała sekundy, które były walką o przetrwanie najtrudniejszych momentów oczekiwania na lekarstwo. Bała się, że Limak nie wróci na czas, bała się, że wróci, ale już nie będzie szans na uratowanie Ilemy.
    Limak jak oszalały gnał niesiony wiatrem i przepełniony ognistą miłością, która nie raz opływała w nurtach rozpaczliwej walki o przetrwanie. Nagle poczuł skurcz w piersi i przeszywający ból w całym ciele.
    - Ilemo!!! – zawołał bezwiednie. Z poczuciem, że stało się najgorsze, nieugięcie sięgnął po zioło rosnące na szczycie pomiędzy dwoma Przepaściami Życia i z duszą na ramieniu bez chwili odpoczynku pobiegł do domu.

    piziuk@op.pl

    dalszy ciąg w następnym komentarzu

    OdpowiedzUsuń
  5. Na progu napotkał zrozpaczoną twarz Alchemii. Już wiedział, że jego serce nie na darmo zawyło z bólu, kiedy sięgał po zioło, ale mimo wszystko nie chciał uwierzyć, że Ilema odeszła. Wbiegł do zakątka, w którym wiedli swoje najpiękniejsze chwile i z rozpaczą przywarł do ciała, w którym nie było już życia. Skamieniałe serce Ilemy nie grało melodii uniesień do taktu zawirowań, jakie jej dawała miłość Limaka.
    - Ukochana moja. – wycedził ostatkiem sił i zamknął oczy, a z jego dłoni wypadł najcenniejszy kwiat po jaki nie zawahał się sięgnąć, by uratować jej życie.
    Alchemia nie chciała mu przeszkadzać w ostatnim pożegnaniu i cichutko zebrała zioła, które były najcenniejszym lekarstwem, ale skutecznym za życia, a nie po śmierci, która zawładnęła Ilemą na zawsze.
    Soplena tryumfowała. Część pierwsza jej planu się wypełniła. Jeszcze tylko dwie kolejne i Limak też padnie martwy u jej stóp. Tymczasem Limak umierał wewnętrznie, zgodnie z założeniami Sopleny wypełniał się jej drugi plan.
    Przygotowania do ceremonii pogrzebowych zdominowały życie wszystkich, którym los Ilemy i Limaka nie był obcy. Przyozdobiona kwiatami stawała się odległością z każdą chwilą większej rozpaczy Limaka, której nie umiał i nie chciał zatrzymać. Obwiniał siebie za to, że nie zdążył jej uratować, a obiecywał, że dopóki on żyje nie stanie się jej nic złego. Te myśli zabijały go z coraz większą mocą i radością Sopleny, bo każde załamanie Ognistego było dalszym wypełnieniem jej podstępnego planu.
    Kiedy nadszedł czas, by ciało Ilemy spoczęło w zimnej czeluści ziemskiego dołu, uklęknął i po raz ostatni wypowiedział te słowa: - Ilemo, ukochana moja. Zrobię wszystko by jak najszybciej być tu koło ciebie. Nie zostawię cię samej już nigdy. Moje życie bez ciebie nie ma sensu. Moja miłość do ciebie musi zostać pogrzebana żywcem. – I zanim ktokolwiek zrozumiał jego słowa spostrzegli jak Limak w obłąkaniu rzucił się w nurt ziemi, która pochłaniała umarłą Ilemę i żywego Limaka na zawsze.
    -Limaku, nie!!! – krzyknęła Alchemia, ale on jej nie słyszał, nie słyszał już nic prócz wewnętrznego głosu pragnienia śmierci. Drugi plan Sopleny dobiegał realizacji.
    Przeraźliwe głosy, krzyki i zamieszanie wstrząsnęły Matką Ziemią i poruszyły do tego stopnia, że zatrzęsła się z wielką mocą jakiej dotąd nie poczuł nikt z przybyłych na ceremonię. Pękała pod stopami stojących w szale wielkiego poruszenia, jakie wywołała w niej cała sytuacja i z impetem wyrzuciła na powierzchnię Limaka, który chciał zostać pogrzebany za życia.
    - Nigdy nie zgodzę się na to. – Z krzykiem i wymownym wstrząsem targnęła ciałem Limaka.
    Spojrzał na popękaną skorupę jedynej żywicielki, która była oazą ich miłości i zapłakał.
    - Nie chcesz mnie, to uratuj i ją, bo bez niej nie będę nic wart na twojej powierzchni.
    Poruszył Matkę Ziemię dogłębnie swoim wyznaniem , aż z gór potoczyły się kamienie, które spadały jak łzy z oczu Limaka. Matka Ziemia płakała wraz ze swoim Ognistym synem, którego ślady odcisnęły się w jej sercu również. Ostatni kamień spadający w z wielkim hukiem otworzył się na oczach chłopaka w jednym ułamku sekundy i zanim Limak zdążył coś powiedzieć, usłyszał tętniące życiodajne serce, które jak żywe pulsowało w kamienistej powłoce.
    - Daję ci moje serce Ognisty Limaku. Daje ci serce Ilemy, które uwolniłam z kamienia. Idź i zanieś ją do domu, a zioła, które przyniosłeś pomogą jej wyzdrowieć.
    - Matko Ziemio, jak mam ci podziękować? – W osłupieniu i z niedowierzaniem wyszeptał.
    - Bądź takim jaki jesteś. Dzielnym, mądrym, odważnym i kochającym, a przede wszystkim dobrym dla każdego, kto sławi moje imię. Wiem, że będziesz dbał o moje dobro równie gorąco, jak o dobro Ilemy. Ufam ci Limaku, bo jestem Matką, która nie pozwoli na rozpacz swoich dzieci, kiedy jest w stanie odwrócić los i dać im szansę na kolejne wzloty i uniesienia.
    Limak ucałował matczyną skorupę i zaniósł ukochaną do domu, w którym pachniało ziołami i szczęściem.

    piziuk@op.pl

    dalszy ciąg w następnym komentarzu

    OdpowiedzUsuń
  6. Ilema powoli odzyskiwała przytomność umysłu, odzyskiwała czucie i nawet uśmiech, który dawał nadzieję na poprawę zdrowia. Jednak nie wszystko mogła odzyskać takim, jakim było za jej życia, zanim Soplena zawładnęła jej wnętrzem.
    Wzrok Ilemy był nadal owiany mglistą poświatą i słabym widzeniem tego, co wokół, ale Limak obiecał jej, że uczyni wszystko by znów wybuchał jak wulkan i iskrzył miłością jak pierwszy raz kiedy połykali się spojrzeniami. Wiedział, że miłość to najlepsze lekarstwo na wszystko.
    Jednak nie dla Sopleny, którą wieści o trzęsieniu Matki Ziemi pochłonęły w rozpaczliwym jazgocie i wyciu nad swoim nieudanym podstępkiem. Rwała ostatnie włosy, i wbijała w kamienne posągi swoją rozpacz, że będąc tak blisko celu znów odniosła porażkę, bo mimo wszystko Matka Ziemia, która otwiera swoje wrota umarłym zawsze cierpi nad bezsensowną śmiercią, która nie powinna się wydarzyć. Sowicie ukarała za występki Soplenę i zamknęła ją w głębi swoich rozmyślań z szansą na wyjście o ile zrozumie, że życie na Ziemi jest cenne dopóki upływa naturalnym rytmem dnia i nocy, w które progi wnosi się miłość, która nawet po śmierci jest wciąż żywa.

    Ilema

    piziuk@op.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Noc. Deszcz za oknem. Garść refleksji.
    "Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz"...biblijne słowa pierwsze przychodzą na myśl. Ziemia to my, a my to ziemia...Błędne- obłędne koło życia i śmierci.
    Ziemia żywicielka daje nam chleb powszedni i dzięki niej też inne pokarmy spożywamy, wymaga od nas ciężkiej pracy, ale potrafi się odwdzięczyć za trud i pot. Ziemia jest cenna i nie mam tu na myśli współczesnych działek budowlanych, ale rolę, której tak bronił Ślimak z "Placówki" i tak kochał Boryna z "Chłopów". A skoro tak już brnę po ścieżkach literatury, to przypomnę, że:
    "Przecież i ja ziemi tyle mam,
    Ile jej stopa ma pokrywa,
    Dopókąd idę!" (Pielgrzym, C. Norwid)
    Nie jesteśmy panami ziemi, ale jedynie przechodniami w galopie życia.
    Ziemia rodzi złote łany chlebonośne i winnice soków pełne, skrywa w sobie skarby: sól, węgiel diamenty i rudy żelaza....Broni jednak się, gdy za dużo jej wydrzeć chcemy, trzęsie się ze złości i pochłania ofiary.
    Ziemia jest niesamowicie zagadkowa. Nawet najwięksi geolodzy świata nie poznają do końca jej tajemnic. Nie mają "zmysłu udziału". Ja też nie, ale mimo to spróbuję porozmawiać z kamieniem...
    Dobranoc.


    agn.grabowska@autograf.pl

    OdpowiedzUsuń
  8. Przypomina mi się wiersz Cypriana Kamila Norwida ,,Moja piosnka II'' :

    Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
    Podnoszą z ziemi przez uszanowanie
    Dla darów Nieba....
    Tęskno mi, Panie...

    Do kraju tego, gdzie winą jest dużą
    Popsować gniazdo na gruszy bocianie,
    Bo wszystkim służą...
    Tęskno mi, Panie...

    No właśnie... Ziemia, która daje życie. Która ofiaruje pokarm. Która staje się matką, a my -jej dziećmi. Tak często niedoceniana, pomijana, lekceważona... Ziemia, z która ludzie prowadza ciągły dialog, choćby nawet nie chcieli. Nie uciekną od tego.
    To dar od Boga, który doceniają ci obcujący z nią najczęściej - prości, cisi ludzie, ludzie czynu i pracy. Być może niewykształceni i nieokrzesani. Ale nikt nie zaprzeczy, że oni czują ducha ziemi, potrafię go przeniknąć i odczytać...

    anulka2607_18@tlen.pl

    OdpowiedzUsuń